aaa4
tzw biszkopt
Dołączył: 05 Paź 2016
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:03, 20 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
Babunia Jagodka stala na srodku trzesawiska przed brama do wilzynskiej wioski i lodowata, cuchnaca woda wlewala sie jej do trzewikow. Pociagnela nosem, ale nie poczula dymu. Nawet nutki smakowitego zapachu grochowki czy flaczkow sowicie przyprawionych majerankiem. Nic. Ani sladu cierpkiej woni jablek wedzonych na kominie albo otrebowego chleba, do ktorego w ubozszych domostwach obficie dosypywano zmielonych kasztanow. Po prostu nic. Jakby w Wilzynskiej Dolinie wygasly wszystkie paleniska.Pokrecila z niedowierzaniem glowa, przygryzla rog chustki w czerwone roze. Ze zloscia. Mieszkala tutaj od co najmniej trzech pokolen i nigdy jeszcze nie zlekcewazono jej w rownie upokarzajacy sposob. Nigdy. Owszem, bywalo, ze na plebana nastal szczegolnie zjadliwy proboszcz albo powadzila sie ze dworem o cene wywaru z milostki i zezlony wladyka zakazal konszachtow z wiedzma. Ale dala sie poznac wiesniakom wystarczajaco dobrze, by nawet w najbardziej parszywych czasach pamietali, kogo nalezy sie bac bardziej nizli pana, wojta i plebana. I kiedy szla srodkiem wioskowej ulicy, rozjazgotane baby milkly w pol slowa, zajadle kundle umykaly z podkulonymi ogonami, a matki spiesznie wpychaly dzieciaki do izb, zeby nie spoczely na nich kaprawe oczka Babuni. Zawsze ktos ja sledzil, chocby zza szczelnie zawartych okiennic albo z bzowych chaszczy nieopodal kapliczki, i nawet samotna na srodku wioskowego placu czula, jak wiesniaczy strach mile lechce jej serce.
A dzisiaj nic. Nikt nie cisnal zza uchylonych wrot kamieniem ani nie poszczul na powitanie psami. Sapnela ze zlosci i poslala ku wiosce spojrzenie zdolne rozszczepic debowy pien na dwoje. Potem zakasala spodnice, wymierzyla bramie solidne kopniecie i wkroczyla do wioski. Nie musiala brnac przez bagno, wrota bowiem rozpadly sie na tuzin zgrabnych desek, tworzac pomost ponad rozlewiskiem blotnistej mazi. Babunia weszla nan dumnie i... zamarla, rog odswietnej chustki wypadl jej z zebow, a oblicze pokryla trupia bladosc.
Wioski nie bylo.
Tak po prostu.
Jeszcze dobra chwile stala z rozdziawiona geba, co nie zdarzylo sie jej od czasow wczesnej mlodosci, kiedy to przydybala dziada wladyki szarzujacego z siekiera przez zyto na czarnego odynca, postrach okolicy, ktory nieopatrznie zapedzil sie na folwark i czynil spustoszenie w panskich zasiewach. Powoli do jej zamroczonego wsciekloscia umyslu przebijalo sie zrozumienie, co naprawde zaszlo podczas owego roku, kiedy ona zyla dostatnio w ksiazecym zamczysku.
Ktos ukradl jej wioske. Zrobil to na tyle dawno, ze w powietrzu ni na ziemi nie wyczuwala zadnych sladow obcych. A potem uciekl precz. Nazbyt daleko, aby dopasc go i obedrzec ze skory.
Nie mogla uwierzyc, ze smial to uczynic.
Post został pochwalony 0 razy
|
|